Janusz Korwin - Mikke i jego partia dokonali niemożliwego. W warunkach nagonki zgodnie przeprowadzanej przez postkomunistyczną bezpiekę (jawną i zakonspirowaną w tzw. centroprawicy), przekroczyli próg wyborczy ze sporym zapasem, na czwartym miejscu.
Jestem dość luźno związany z tym środowiskiem, już od początku działania Unii Polityki Realnej i nigdy nie byłem członkiem tej partii, aczkolwiek – rozumiejąc doskonale jej program – już od początku nabycia praw wyborczych (czyli od początku naszej „demokracji”), jestem jej świadomym wyborcą. Podczas tych dwudziestu lat dzieliłem gorycz porażek Janusza Korwin – Mikke i wielu wspaniałych ludzi ze środowiska konserwatywnych liberałów, którzy – w odróżnieniu od rozmaitych Rysiów Czarneckich – nie zamienili przywiązania do idei na żłób, pozostając wierni swoim zasadom, kosztem wyautowania z tzw. głównego nurtu i znoszenia pogardliwych komentarzy o „kanapowych oszołomach”.
Dziś, mamy swoją małą chwilę triumfu – wynik 7.2% nie powala może na kolana, ale w sytuacji, kiedy dosłownie wszystkie środowiska polityczne, medialne – lub ogólnie mainstreamowe – prowadziły skoordynowaną akcję „trzech minut nienawiści” i pogardy w stosunku do Janusza Korwin – Mikke (a tym samym setek tysięcy ideowych ludzi wspierających jego żmudną pracę uczenia ludzi samodzielnego myślenia), samo przekroczenie progu wyborczego – nie ukrywajmy, wprowadzonego właśnie po to, by Korwina wyeliminować po jego uchwale lustracyjnej – można uznać za olbrzymi sukces.
W przeciwieństwie do „bandy sześciorga” (tych wszystkich PO, PiS, SLD, PSL – i ich poprzednich mutacji - tych wszystkich dziwek z grubo zacerowaną cnotą, co to po kilkunastu latach w mainstreamie zakładają "nowe" partie) pożerającej miliony złotych kradzione podatnikom i złożonej w dużej mierze z partii, których powstanie okryte jest mrokami wielu wstydliwych tajemnic, Nowa Prawica Janusza Korwin – Mikke jest jedyną partią tworzoną „od dołu”, czyli przez zwykłych ludzi. O ile reszta partii mainstreamowych tworzona była „od góry” przez ludzi przywożonych w różnych teczkach - rozmaitych spadochroniarzy, którzy przy pomocy nie wiadomo skąd pochodzących pieniędzy, kupowali sobie całe środowiska i gotowe struktury logistyczne przemysłu związanego z konsumowaniem konfitur wynikających z możliwości sprawowania władzy, Nowa Prawica budowana była niezwykle skromnymi, chałupniczymi środkami, za grosiki tysięcy ideowych ludzi, którzy wkładali w jej powstanie więcej serca, niż pieniędzy – bo tych ostatnich po prostu nie mieli, w każdym razie w sumach liczonych w miliony, które pozwalałyby korumpować rozmaity środowiska i kupować sobie doskonale zorganizowane struktury klakierów przemysłu demokratycznej pornografii.
Z okazji tego sukcesu, na który ludzie ideowi czekali tyle lat, zaraz po ogłoszeniu wyników, znów rozpoczął się istny festiwal tych wszystkich dziwek, które – z różnych pozycji (patrz wstęp) pluły na Korwina przed wyborami. Teraz, kiedy już wyniki są ogłoszone, hordy tych wszystkich ćwierćinteligentów i SBeków silą się na tłumaczenie owego „fenomenu”. Że niby to rozmaite młode frustraty, co to mają pstro w głowach, „nie rozumieją się” na ekonomii, polityce – ot po prostu, rozczarowani chcieli sobie zrobić nieodpowiedzialne jaja.
Otóż odpowiadam wszystkim tym półgłówkom (od SBeckich kwiatuszkow w rodzaju „Stokrotki”, przez „dyżurnych socjologów”, aż po red. Janke) – przeciętny licealista głosujący na Nową Prawicę ma wiedzę o świecie (polityce, ekonomii, historii, prawie, filozofii) większą od was wszystkich razem, podobnie jak IQ – no może poza SB-kami naprawdę wysokiej rangi (te wszystkie „Stokrotki” i Lisy drobniejszego płazu oczywiście pomijam).
Nie podzielam wszystkich opinii Korwina – z kilkoma się ewidentnie nie zgadzam (np, w sprawie zbrodni smoleńskiej), rozumiem też, że Janusz Korwin – Mikke, jako zwykły człowiek z krwi i kości, też podlega pewnym negatywnym biologicznym procesom związanym z wiekiem – czym tłumaczę sobie jego niektóre kontrowersyjne – jak dla mnie – opinie. Ale uważam, że Korwin to ciągle „jedyna gra w mieście” – jedyny człowiek (lub szerzej partia – środowisko intelektualne), które ma spójną wizję państwa, systemu prawnego, porządku ekonomicznego. Wizję, która przywraca jednostce podmiotowość i wolność, ukróca samowolę i terror biurokracji, jest to wizja państwa tworzonego – podobnie jak partia – od dołu, a nie od góry. Państwa, w którym to najzdolniejsze jednostki, pochodzące z ludzi samodzielnych i niezależnych, tworzą elitę przewodzącą społeczeństwu, którego się nie wstydzą i którego nie zamierzają „uprawiać” zasiłkami i rozmaitymi patologicznymi społecznymi inżynieriami, nie zaś państwa zarządzanego przez nie wiadomo skąd przywożonych Janosików, których jedynym celem jest omotanie społeczeństwa siecią zasiłków i miliardowych transferów (cel dowolny), przy pomocy których można hodować „masy” jak stada baranów.
Wielu szarlatanów i ćwierćinteligentów, którzy przed wyborami kpili z Korwina, że w przeciwieństwie do nich – poważnych polityków ze społecznym poparciem – jest on niepoważnym „folklorem”, który ze swojej „kanapy” tylko kompromituje się wygadywaniem odrzucanych przez większość bzdur, otrzymało dziś dużo mniej głosów od niego i nie powąchają nawet tych dziesiątków/setek tysięcy Ojro, na które tak liczyli.
Teraz tylko trzeba wyrzucić ich na śmietnik z podwórka krajowego.
Dodam tylko, że wg moich obserwacji, "korwiniści" posiadają IQ grubo powyżej 100 i stąd chyba jest ich tak mało.
Reszta narodu spraw prawdziwej wolności po prostu "nie kapuje". Kapuje często "na około" w tym kolegów i rodzinę ale sprawy ważne są dla tych osobników zupełnie niezrozumiałe i jakby ukryte.
Dziękuję,
Szczęść Boże Panu
Laudetur Iesus Christus et Maria semper Virgo
Odpowiem: zapewne jest Pan to w stanie godzić tak samo, jak konserwatyzm z liberalizmem.
Połączenie liberalizmu z konserwatyzmem, jest oczywiste i jak najbardziej naturalne. Obie ideologie bazują na tzw. prawie naturalnym, czyli zespole wartości i praw przyrodzonych człowiekowi, nie podlegających żadnemu głosowaniu lub zawieszaniu w celu realizacji jakichś społecznych inżynierii. Obie te ideologie, to jak awers i rewers jednej monety. Konserwatyzm oznacza postawę niechętną wobec tzw. postępu społecznego, czyli wymysłów rozmaitych półgłówków, że można polepszyć świat poprzez tworzenie instytucji ograniczających niepotrzebnie wolność jednostek lub narzucających im uczestnictwo w przedsięwzięciach, których celowości nie da się w żaden sposób obronić, albo ingerujących w pewne naturalne cechy i predyspozycje, wynikające z płci.
Liberalizm (prawdziwy, anglosaski - a nie rozmaite tandetne podróbki) jest niemal bliźniaczo podobny. Też nie dopuszcza niepotrzebnego ograniczania ludzkiej wolności i zniekształcania praw naturalnych poprzez rozmaite formy społecznych utopii, wymyślanych przy biurkach planistów, gdyż ich realizacja zawsze oznacza gwałt na wolności jednostki, a raz rozpoczęta społeczne inżynieria ma naturalną potrzebę dalszej ekspansji. Potwierdzają to spiżowe słowa Józefa Stalina, że walka klasowa zaostrza się w miarę postępów socjalizmu. Innymi słowy, nieskuteczność (albo wręcz przeciwskuteczność - czyli osiąganie wręcz rezultatów odwrotnych od tych zakładanych) tych społecznych eksperymentów postępowcy tłumaczą zawsze tym, że zmiany w przekształcaniu społecznego ładu są za mało radykalne i dlatego się nie udają. Jeżeli taki dajmy na to projekt społecznej utopii, jaką jest ZUS nie działa, to nie dlatego, że jest pomysłem głupim i błędnym już w samym założeniu, ale dlatego, że odbiera ludziom tylko połowę ich zarobków, a jeszcze w dodatku zawsze znajdą się rozmaite konserwatywne lub liberalne gady, które postanowią chronić swoją własność w tzw. szarej strefie. Dopiero, gdyby całą ludzkość ogrodzić drutem kolczastym i dopilnować, żeby ZUS odebrał każdemu nie połowę, ale 100% zarobków, to wtedy nadeszła by era powszechnego dobrobytu i szczęśliwości, zgodnie z proroctwem Janusza Szpotańskiego, z poematu "Towarzysz Szmaciak" :
"Ludzkość to całość, jak wiadomo,
a nie zaś zbiór, gdzie byle homo
może na własną rękę rościć
sobie pretensje do wolności.
Za filozofa idąc radą,
nareszcie sobie to uświadom,
że Wolność właśnie tkwi w przymusie
i z entuzjazmem, poddaj mu się.
By mogła zapanować Równość,
trzeba wpierw wdeptać wszystkich w gówno;
by człowiek był człowieka bratem,
trzeba go wpierw przećwiczyć batem;
wszystko mu także się odbierze,
by mógł własnością gardzić szczerze.
Ubranko w paski, taczka, kilof
niezwykle życie ci umilą,
a gdy już znajdziesz się za drutem,
opuści troska cię i smutek
i radość w sercu twym zagości,
żeś do Królestwa wszedł Wolności,
gdzie wreszcie będziesz żył godziwie,
tyrając w twórczym kolektywie. "
Co do zgodności konserwatywnego liberalizmu z nauczaniem Kościoła (oczywiście tego przedsoborowego, a nie obecnego masońskiego), to nawet szkoda czasu a tłumaczenia - niezrozumienie tego wynika chyba tylko z posiadania inteligencji pierwotniaka i jeżeli - jak sam Pan twierdzi - zalicza się do "naczelnych", to ogarnięcie tego nie powinno sprawiać Panu większych trudności. Istotą chrześcijaństwa jest indywidualne doskonalenie każdej jednostki (duszyczki) - w każdym aspekcie, nie zaś wykręcanie się od tego obowiązku i zwalanie go na rozmaite "programy społeczne", które zrobią to za nią. Inżynierie społeczne to nic innego, jak właśnie świeckie próby zabawy w Boga, poprzez chęć zmiany cech i właściwości nadanych przez Niego człowiekowi (wolna wola) - a Bóg nie lubi takich tandetnych podróbek swojego dzieła.
gdyby nagonki nie było, nikt by o nich nie wiedział.
Teraz im się nie udało, ale życzę im dalszej ciężkiej pracy u podstaw i naszego wspólnego sukcesu następnym razem.
A propos, Pana lęków to konserwatyzm z liberalizmem właśnie jem na śniadanie. Dzień zaczynam od modlitwy a potem to już tylko konserwatyzm z liberalizmem. Poniał?
ale uwaga do dalszej części tekstu, peanu na cześć JKMa,
zgoda, że "ukróca samowolę i terror biurokracji,",
ale tak naprawdę, to on "prywatyzuje samowolę",
zmiany będę szły w tym samym kierunku, co dotyczas,
obawa i nieufność w stosunku do państwa zostanie zastąpiona strachem przed sąsiadem.
bez przesady - po prostu sprawiedliwie oddaję mu to, co mu się należy - czy zna Pan kogoś innego (poza jeszcze Michalkiewiczem), kto w duchu prawdziwego szacunku dla idei, wychował tak wielu młodych ludzi?
"obawa i nieufność w stosunku do państwa zostanie zastąpiona strachem przed sąsiadem."
Nie widzi Pan różnicy? Sąsiadowi można dać po gębie, a "państwu" trudno. Żaden sąsiad, nie będzie miał nad Panem takiej władzy, jaką ma najniższej rangi biurwa ...